Złośliwość rzeczy martwych jest ogólnie
znana. Nie zaskakuje mnie, że coś zepsuje się akurat gdy tego potrzebuję ani że
kromka spadnie posmarowaną częścią do dołu. Tu działa tak zwane prawo
Murphy’ego, jednak gdy ma się plan wyjść na ważną kolację, a psuje się strój to już gorzej. Przytrafiło mi się to nie raz. A to nagła plama, a to ciuch
jednak jest za mały, a to za duży, coś się popruło i trzeba sobie poradzić z tym w ciągu kilkunastu
minut. Czasami ta sztuka się nie udawała i trzeba było odwołać spotkanie,
czasami było zbyt ważne żeby to zrobić. Na szczęście ostatnio udało mi się znaleźć rozwiązanie na poprute
kołnierzyki w koszulkach lub bluzkach, pod warunkiem że ma się w domu zbędny albo po prostu
ładny krawat. Mnie odpruła się koronka, sukienka straciła cały urok, więc
sięgnęłam do rozwiązania znanych blogerek. Przerzuciłam krawat przez szyję,
spięłam agrafką – chwała sprzętom do szycia – przypięłam od spodu do bluzki i gotowe. Nietypowa ozdoba, której można
pozbyć się w każdej chwili, choć mniej nietypowa niż ozdoba, którą
wykombinowała kiedyś moja znajoma. W momencie rozpaczy, że w sukienkę już się
nie mieści ściągnęłam zasłonkę z fantazyjnym wzorem, spięłam w kilku miejscach, założyłam i gotowe. Okazało się,
że nie trzeba zostawić w sklepie kilku stów żeby ubrać się oryginalnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz