czwartek, 5 maja 2016

Zakupy dla leniuchów



Od czasu do czasu wspominam o modzie. Pisałam kiedyś na moim blogu w poście Moda z fantazją że łatwo domowymi środkami zrobić oryginalną ozdobę i nadal tak uważam. Jednak domowe środki mogą zawieść w jednej sytuacji – gdy trzeba wymienić niemal całą zawartość szafy. 
Tak, stało się. Wiosna nadeszła i stereotypowo mogłabym powiedzieć, że nie mam się w co ubrać. Przyznam jednak przy tym, że to tylko moja wina. Wcześniejsza praca nie wymagała jakichś specjalnych ciuchów, wręcz pozwalała mi skutecznie zniszczyć niektóre elementy garderoby i oto efekt – brak koszulek oraz spodni, w których mogłabym się pokazać. Tym samym staję przed przykrą koniecznością nie tyle wydania pieniędzy, co pójścia do sklepu i przymierzania. Nie jestem wielką fanką buszowania po sklepach, bo wszystko mi się wtedy nie podoba. Znacznie lepsze, przynajmniej w moich oczach są zakupy przez Internet. Dlaczego o tym wspominam? Bo chcę pochwalić się stroną, w której zakochałam się całkowicie – aliexpress. Spełnienie marzeń każdego, kto chce mieć fajne ciuchy, jednak nie pasuje mu tracenie wolnego czasu na chodzenie po centrach handlowych. Na Ali jest chyba wszystko, naprawdę. Kurtki, koszulki, bluzy, swetry, spodnie, spódnice. Do wyboru, do koloru. Strona ma kilka języków do wyboru, więc nie trzeba domyślać się co, gdzie jest napisane. Wystarczy założenie konta i szukanie dowolnych ciuchów i dodatków. Jedyny minus to czas oczekiwania na rzeczy. Przylatują z Chin, lecz wbrew pozorom nie zawsze po miesiącu. Zamawiałam już wiele i niektóre rzeczy zaskakiwały mnie po dwóch tygodniach. A jakie są fajne!

czwartek, 28 kwietnia 2016

Wrocławski wehikul czasu



Przyznam, że skorzystałam z okazji taniego przejazdu i pierwszy raz umówiłam się na jazdę do Polski na portalu blablacar. Trochę się bałam, bo jednak wsiadam do auta kogoś nieznanego, jednak akurat wielkimi literami było napisane ogłoszenie "BERLIN – WROCŁAW, PILNE" to pomyślałam: co mi tam, jadę! Akurat pogoda sprzyjała, weekend bez dodatkowych zajęć sprzyjał. Gdyby miejsce docelowe było inne pewnie zostałabym w domu wylegując się całą sobotę na łóżku, jednak od dawna chciałam odwiedzić Wrocław. Mój brat studiował tam kiedyś i zawsze opowiadał o ciekawych knajpkach – głównie o knajpkach, koneser – ale też o wrocławskich krasnoludkach i zabytkach. Zobaczyć zawsze warto, dlatego po przyjeździe od razu powędrowałam na rynek staromiejski. 
Ratusz, kamienice, to zawsze robi na mnie wrażenie, choć przyznam, że zawsze wydawało mi się, że wrocławski rynek jest większy. Z drugiej strony kiedyś wydawało mi się, że gdański jest duży, a jak go odwiedziłam, to nie mogłam przestać się upewniać, że to na pewno dobre miejsce. Tutaj nie zaczepiałam ludzi pytając czy dobrze trafiłam, ale spacerowałam z przyjemnością podziwiając ornamenty na ratuszu, kamieniczki, szukając krasnoludków, aż trafiłam do ciekawej knajpki. Nazywa się „Przedwojenna” i naprawdę przypomina lata 20 lub 30 XX wieku. Weszłam do środka i poczułam się jakbym przeszła przez wehikuł czasu. Stare meble, krzesła, okrągłe stoliki, plakaty z okresu, stary bar, chłodek ciągnący od grubych murów. Zamówiłam piwo i tajemniczą potrawę o nazwie gzik. Okazało się, że to ziemniaki z białym serem. Takie proste, a takie pyszne. 


piątek, 22 kwietnia 2016

Poznaj greckich bogów



Uwielbiam chodzić po muzeach i nie wstydzę się tego ani trochę. Zawsze, gdy wybieram się na wycieczki autokarowe do atrakcyjnych miast Europy staram się dowiedzieć czy nie ma tam ciekawego muzeum – często związanego z danym regionem. Mimo tego cenię sobie to, że mieszkam w Berlinie i muzea Berlina są nadal dla mnie ważne. Mieszkam tu już tyle czasu, ale ciągle nie poznałam wszystkiego, zresztą są miejsca, do których lubię wracać. Po prostu. Na przykład Muzeum Pergamońskie. Byłam tam wczoraj i choć nie była to moja pierwsza wizyta, podobało mi się tak samo. Inne berlińskie muzea również są dla mnie ważne i staram się bywać w nich często.

Pierwszy raz w Muzeum Pergamońskim byłam na wycieczce klasowej, więc mogłabym powiedzieć, że to nie do końca się liczy. Było dawno, mieliśmy tylko trzy godziny na zwiedzanie – a co to jest przy takim muzeum?! – więc nie widziałam wszystkiego. Gdy już zamieszkałam w Berlinie i miała wolny dzień, to przyszłam odpowiednio wcześnie i wyszłam późno (jako jedna z ostatnich osób). Jeszcze przed zagłębieniem się pomiędzy starożytne eksponaty zdołałam zachwycić się faktem, że można przy wejściu wziąć sobie odtwarzacz – nie wiem jak profesjonalnie to nazwać – włożyć słuchawki do uszu i dowiedzieć się wszystkiego na temat eksponatów w dowolnym języku. Polski też był! Chodziłam, słuchałam, patrzyłam. Zrekonstruowany ołtarz pergamoński (Wielki Ołtarz Zeusa) robi wrażenie, ale moim faworytem jest brama Isztar. Imponujący obiekt! Te kolory! Ten kunszt! Stałam tam chyba z pół godziny zanim ruszyłam dalej, a i tak było mi szkoda. Sztuka sumeryjska ma w sobie coś niezwykłego, tajemniczego, a mało się o niej mówi. Fajnie, że przynajmniej jedno muzeum kładzie nacisk na ten okres, zamiast tylko na Grecję i Rzym.  Grecka sztuka też jest ciekawa, jednak nie ukrywajmy – bardziej znana.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Moda na Paryż



Paryż - stolica Francji i jedno z najbardziej znanych miast świata - co roku przyciąga wielką liczbę turystów. Miasto, które nigdy nie zasypia, w którym zakochane pary odnajdują magiczną siłę, a kawa w kawiarni smakuje wybornie.



środa, 10 lutego 2016

Czytelnictwo

(Nie) dobra książka


Nawet wiosną zdarzają się dni, kiedy leje i po powrocie z pracy jedyne co można zrobić to kawę, aby potem zaszyć się na kanapie z książką w ręku. Lubię czytać  książki, choć nie zawsze mam chęć albo czas. Ciągle jeżdżę, załatwiam, w ładne dni korzystam z tras rowerowych, więc dopiero gdy pogoda jest naprawdę niesprzyjająca sięgam po jeden z tomów, który zalega mi na komodzie. 
Wczoraj postanowiłam wrócić do książki "Królowa śniegu" Michaela Cunninghama. Autor znany i mocno reklamowany. Sama usłyszałam o jego książce w audycji radiowej, w której prowadzący mówił tak ciekawie o treści, bohaterach, przesłaniu, że słuchałam z napięciem i pragnieniem posiadania książki przez całą godzinę. Dostałam ją potem na święta zgodnie z życzeniem, zaczęłam czytać, dotarłam do połowy i tu zakończyłam. Teraz pół roku od momentu otrzymania paczki z książką wróciłam do treści i nadal nie mogę. Nawet nie odmawiam autorowi talentu do pisania, choć w przypadku amerykańskiej literatury zawsze jestem sceptyczna. Często dobrze zaczynają, a potem na tym się kończy. Niestety audycja w radiu a książka, okazały się być zupełnie dwoma różnymi światami.
Książka, dla mnie osobiście, była nudna. Nie wzruszyła mnie historia, którą autor opisał, żaden z wątków, które miały być tragiczne, a bohaterowie nie dają się lubić. Do jednego można poczuć nić sympatii, ale on nawet nie jest głównym bohaterem. W efekcie po przeczytaniu całości czy raczej przemęczeniu się nad nią nie ma żadnego współczucia, emocji, więzi, życzenia postaciom powodzenia. Chyba najgorsze książki to takie, w których w ogóle nas nie obchodzi co się stanie z występującymi tam osobami.